Ten serial to absolutny majstersztyk, jedno z najlepszych dzieł science-fiction w historii ludzkości. Pierwszy raz oglądałem go jakieś dwanaście lat temu i już wtedy zrobił ogromne wrażenie. Ostatnio ponownie obejrzałem od początku do końca - i to jest sto razy lepsze niż zapamiętałem - zapewne dlatego, że dziecko nie wyłapie wszystkich smaczków. Serial jest jednocześnie lekki, zabawny i wprost niesamowicie pomysłowy - większość one-shotów z powodzeniem mogłaby robić za oddzielne dzieło i gdyby te pomysły jako pierwszy wykorzystał któryś z lepszych pisarzy to byłyby światową klasyką. Czytuję całkiem sporo sf, ale pomysłowość w tym serialu jest wprost wybitna. Pomysły świeże, oryginalne i świetnie poprowadzone.
Jedno z nielicznych dzieł kultury, którym się autentycznie "jaram", co z resztą chyba widać. Można pisać o tym dużo, ale napiszę tylko, że zazdroszczę tym, którzy go jeszcze nie oglądali - bo jego oglądanie mają dopiero przed sobą.
Oj, nie wiem jak komuś kto nie zna stargate podszedł by 1 sezon w dzisiejszych czasach. Raczej by to nie przeszło.
U mnie mimo sentymentu z jakiegoś powodu jednak Universe zajął 1 miejsce.
Spokojnie podchodzi, oglądałem z kimś kto nie oglądał wcześniej i też był zachwycony.
Uważam że ignorujesz istotne kwestie tego serialu:
- Amerykanie jako przedstawiciele Ziemi
- Amerykanie są najważniejsi
- Amerykanie są najlepsi
- Amerykanie mogą wszystko
- Amerykanie ratują nie jedną Galaktykę
- Hipokryzja goni hipokryzję
Majstersztyk? - oglądałem kilka razy ten serial jak i pozostałe, ale za każdym razem odrzuca mnie ta cała "amerykańskość". Najbardziej irytujący jest Jack O'Neill i to przez 90% serialu. Najlepsze postacie Daniel Jackson, Jonas Quinn, Bra'tac. Jacob Carter, Ba'al. Najbardziej znienawidzona postać na równi z O'Neill to Samantha "Sam" Carter, a nawet bardziej. Już nawet odcinki z Rosjanami na tle całego serialu to jak powiew świeżości. Cały ten serial ma brzmienie jak propaganda Amerykanów. Nie chciałbym aby kiedykolwiek USA było przedstawicielem Ziemi - to byłaby tragedia.